Ceny dla odwiedzających są następujące:
dzieci do lat 6 - bezpłatnie
uczniowie 6-24 lata, mieszkańcy Unii Europejskiej - 1000 HUF (ok. 14 PLN)
dorośli, mieszkańcy Unii Europejskiej - 2000 HUF (ok. 28 PLN)
uczniowie 6-24 lata, spoza Unii Europejskiej - 2600 HUF (ok. 36,50 PLN)
dorośli, spoza Unii Europejskiej - 5200 HUF (ok. 73 PLN)
Moim zdaniem nie warto kupować biletu online, chyba że bardzo nam zależy na określonej godzinie zwiedzania, ponieważ jest on wtedy droższy o 220 HUF (3 PLN). Jest to opłata manipulacyjna, chyba pokrywa koszty wysłania przez system biletu na wskazany e-mail :-)
Sam Parlament jest przepiękny z zewnątrz...
Wejście dla zwiedzających znajduje się od strony ulicy. Wchodzi się jakby w podziemia. Tu znajdują się kasy i butik z pamiątkami za gigantyczne ceny. Nigdzie indziej nie widziałam takich w Budapeszcie. Nie róbcie tam zakupów!
Warto przyjść maksymalnie 10 minut przed godziną wejścia. Bramki otwierane są punkt o godzinie z biletu. Wtedy to przechodzimy przez kontrolę czyli dokładnie takie same skanery jak na lotnisku i udajemy się do szatni. Tam zostawiamy kurtki i pobieramy "radiostację" :-) Co mam na myśli? Każdy otrzymuje słuchawkę z odbiornikiem, ponieważ Pani przewodnik (lub Pan) mówi do nas przez mikrofon i inaczej jej nie usłyszymy.
Parlament wewnątrz to cudo, perełka architektoniczna. Jeśli ktoś był w polskim sejmie, to tym razem trafił do sal pełnych przepychu, a nie zielonej wykładziny.
Tak wygląda główne wejście otwierane na specjalne okazje - złoto i purpura!
A nad głowami taki o to sufit, rękodzieło artystyczne jakie oczy nigdy wcześniej nie widziały. Nawet mnie, totalnej nodze od sztuki, opadła szczęka do ziemi.
Po tym wejściu zwiedzamy salę koronną, której niestety nie wolno fotografować. Jest przepiękna. Wokół dumnie podpiera ją 12 filarów, a na każdym stoi marmurowa postać węgierskich królów i królowej. Jeszcze wyżej widzimy niezwykły żyrandol i kopułę, którą widać z zewnątrz. Najciekawsze, że żarówki w żyrandolu wymienia się spuszczając się z dachu, bo inaczej się nie da.
Kolejna komnata to podeptanie błękitnego i największego w Europie dywanu. Niebieskiego, no bo przecież w żyłach królewskich płynie błękitna krew.
I oczywiście sala obrad węgierskiego Parlamentu... Jak tu pięknie!
Nie wiem czy dałabym radę wykłócać się o swoje racje w takim klimacie, ale na pewno miło jest patrzeć na taki wystrój.
Po wyjściu z sali obrad, po każdej stronie, znajdują się historyczne cygarniczki. Każda oznaczona jest numerem, aby poseł mógł na chwilę zostawić cygaro, pobiec zagłosować i wrócić dopalić. W końcu ciężko się pali lizane ;-)
Cała podróż przez Parlament kończy się w niedużej sali muzealnej, gdzie pozostajemy już sami sobie i chwilkę możemy poczytać, zrobić zdjęcie i pomyśleć.
Stanowczo warto zobaczyć Parlament. Wydatek dla członków Unii nie jest na tyle duży, by nie zagospodarować tych kilka złoty na poczucie magii tego miejsca.
Oczywiście Parlament z drugiego brzegu wygląda równie onieśmielająco!
Może to i typowe miejsce, może zwykłe z przewodnika, ale moim zdaniem naprawdę warto go odwiedzić!
Jak dla mnie to nie ma tam nic na tyle ciekawego, ale ale może dla wycieczki szkolnej już tak. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do swojego zdania. Ja jednak jestem zachwycona i nie uważam wydania tych kilku złoty za stracone. Pozdrawiam!
Usuńuwielbiamy takie miejsca, piękna architektura...
OdpowiedzUsuńJa bym była zachwycona :). Szkoda,że bilety lotnicze tylko sa tak drogie i pozostają poza moim zasięgiem, bo Budapeszt bardzo chciałabym ponownie odwiedzić :).
OdpowiedzUsuńNa pewno się uda!
UsuńJa tam byłem i nie narzekam :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością warto, świetne i piękne miasto :)
OdpowiedzUsuń