menu_AFT20

wtorek, 20 sierpnia 2019

Lofoty czyli domki na wodzie wśród skał

Byłam już w Norwegii, na przykład na Preikestolen, ale nigdy nie widziałam Lofotów. To miejsce kojarzy każdy i duża część osób marzy by tu przyjechać. My oczywiście byłyśmy w tej grupie marzycieli.
Nasza wakacyjna podróż początkowo nie brała pod uwagę Lofotów, bo skoro będziemy na Spitsbergenie (który mało nie kosztuje), to pewnie na drugie tyle nie starczy kasy. Światełko nadziei jednak cały czas się tliło. Lądujemy w Oslo wracając ze Spitsbergenu, więc jest okazja by tam się pojawić choć na chwilę, bo już połowa drogi będzie za nami. Bum! Mamy rozwiązanie jak się tam dostać. Wyszukałam połączenie kolejowe (i do tego widokowe) z Oslo przez Trondheim do Bodo, a następnie prom z Bodo do Moskenes. Takim sposobem nasze stopy stanęły na Lofotach.
Widoki ♥ nie da się ich tak zwyczajnie opisać... te czerwone i żółte domki na długich nogach stojące w szafirowej wodzie, a w tle szare, strzeliste skały. Taki widok jest jak z pocztówki, jak z obrazka. Pięknie!
Wiele razy widziałam Lofoty na zdjęciach, ale zobaczyć je na żywo, to coś zupełnie innego.
A do tego zamieszkałyśmy w Å, które czyta się jako długie "o" i jest to najkrótsza nazwa miejscowości w całej Europie. Taka sama nazwa miejscowości jest także w Szwecji, ale chyba ta norweska jest bardziej znana.
Zamieszkałyśmy w naszym drewnianym, czerwonym domku na nogach, a z okna widziałysmy inne domki ustawione na szafirowej wodzie. Mewy krzyczały codziennie, a słońce wkradało się do pokoju 24h na dobę, chyba że była mgła. Pogoda dopisała, bo nie padało, a strzeliste skały tylko 2 razy na 6 dni ukryły się we mgle. Lofoty to moim zdaniem jedno z tych miejsc, w które trzeba w swoim życiu dotrzeć