niedziela, 18 marca 2018

Wadi Rum czy warto?

Zacznę nietypowo. Lista Światowego Dziedzictwa Unesco.
Czy wszystko co na niej jest musi być piękne? Pewnie zależy to od naszego gustu.
Zanim odpowiem na to pytanie pokażę Wam tą czerwono - żółtą pustynię porośniętą piaskowymi skałkami o niezwykłych kształtach.

Punkt pierwszy programu to napisy, które podobno zostawił Thomas Edward Lawrence podczas powstania arabskiego w latach 1917-18. Był nieślubnym dzieckiem anglo-irlandzkiego szlachcica. Jako oficer walczący podczas I Wojny Światowej trafił na Bliski Wschód. W roli doradcy wojskowego podpowiadał jak zdobyć Akabę. Był przeciwnikiem kolonializmu i pomagał Transjordanii stać się niezależnym państwem.


Tuż obok tej skały znajduje się naturalny wodopój dla wielbłądów. Naturalny - ponieważ woda wybija spod skały i jest tylko odpowiednio skierowana, by napełniać ten wodopój.


Korzystając z okazji, Asia wsiada na wielbłąda, a ja próbuje go poprowadzić. Nie jest to wcale takie proste, bo wielbłąd jest większy ode mnie przynajmniej o głowę i ma swój charakterek. Mimo to uczę się czegoś nowego i sprawia mi to frajdę. Cieszy mnie też fakt, że tutejsze wielbłądy piją wodę kiedy chcą i odpoczywają kiedy chcą pod kilkoma tutejszymi drzewami, a więc w cieniu.


Po tej przyjemnej przechadzce ruszamy robić inne nietypowe rzeczy. Kolejny raz po raz pierwszy.
Tak!
Jazda na desce surfingowej na wydmach pokrytych drobniutkim, gorącym piaskiem jest super!
Ja też próbowałam, choć na zdjęciach jest jedynie Asia. Jednak oddałam tę przyjemność głównie jej, bo widać było 120% radość. Ja delektowałam się ciepłem i kolorami.



Po niezwykłej jeździe zimową porą (jest luty i u nas zima), jedziemy dalej.
Tym razem jedziemy zobaczyć petroglify pochodzące prawdopodobnie z czasów Nabatejczyków czyli około 300 lat przed naszą erą.


Rysunki wykute w skale przypominają ludzi i wielbłądy prowadzone tutejszym wąwozem. To jakby ktoś próbował namalować w skale, to co widział.
Dotknąć skałę, którą prawdopodobnie ktoś dotykał 2300 lat temu - bezcenne.


Jadąc dalej docieramy do domu Lawrence'a. Obecnie znajduje się tu obóz Beduinów.


Dom znajduje się w miejscu przewężenia wąwozu i z niego ma się niesamowity widok na dolinę z kierunku której przychodziły karawany. Nie jest to przypadkowa lokalizacja, a dobrze przemyślane miejsce.

 
W wiosce Asia pokrywa swoje ręce henną.
Uwielbiam hennę i znam ją już z wcześniejszych wyjazdów do krajów arabskich.


Pijemy pyszną beduińską herbatkę. Dwa woreczki jej herbatki zabieram ze sobą i dziś popijam ją w chłodny, zimowy wieczór wspominając te piękne chwile.


Nasz przewodnik gotuje nam obiad. Hummus, sery i pomidory z cebulką w tym miejscu smakują tak dobrze, że nie che się jechać dalej.


Jednak ruszamy i po chwili docieramy do piaskowego "grzybka".
To nie jedyna niezwykła forma skalna na pustyni Wadi Rum.


Ogólnie to widok z każdej strony nas zachwyca i co chwila padają ochy i achy.



Po drodze trafiamy do oazy wielbłądów, gdzie Beduini opiekują się małymi. Pierwszy raz w życiu widzę jak mama wielbłąd karmi swojego małego.
Małe wielbłądy są brązowe, czarne i białe. Śliczne i urocze maluchy.


Mama nawet daje się nam pogłaskać. Dla mnie to niesamowite uczucie.
Nie miałam jeszcze okazji oglądać małych wielbłądów z takiej odległości, a co dopiero głaskać ich mamę gdy stoją obok.


Teraz czas na wycieczkę tutejszym kanionem Khazali. Ciekawa przeprawa pomiędzy piaskowymi, stromymi skałami i tonami czerwonego piasku.





Przy wyjściu ponownie ukazuje nam się słońce i ogrom miejsca, w którym jesteśmy.
Jest pięknie!


Jednym z ostatnich punktów w programie jest wejście na skalny most.


Asia boi się wejść na samą górę, więc zostajemy tuż pod i machamy do Was gorąco.
Nie zostawiam jej nigdy w takich miejscach, więc tym razem nie zdobyłyśmy atrakcji do końca.

Zdarza się i to.

Znów jedziemy kilka minut i tym razem zatrzymujemy się obok "świnki".
Niesamowicie woda potrafi rzeźbić skałę. Prosiaczek bardzo nam się podoba, bo w końcu w domu czeka na nas nasza świnka morska Zosia.

Jeszcze trochę zabawy z formami skalnymi.


I ostatnie spojrzenie na ogrom pustyni Wadi Rum i jej piękno.



Teraz czas wrócić do Beduinów i zasiąść na skale przy herbacie by podziwiać zachód słońca.



Jest magicznie.

To chyba jedna z najlepszych wycieczek jakie miałam okazję kupić.
Wycieczka kosztowała nas 520 zł za dwie osoby czyli po 260 zł na głowę. W cenie mieliśmy transport z i do hotelu w Akabie, obiad i deser oraz herbatę i soki podczas wycieczki, hennę dla nas wszystkich, przejazdy i przewodnika, a także niezapomniane wrażenia i drobne upominki.
Czy to drogo? Pewnie nie jest to najlepsza cena, ale wycieczka trwała ponad 9h i cały czas czułyśmy się bardzo miło. Nigdzie nas nie pospieszano. Przewodnik dużo nam opowiadał i robił za naszego fotografa. Nadal mamy z nim kontakt.
Uważam, że jeśli nawet przepłaciłam, to było warto, bo czułyśmy się jak księżniczki w arabskim świecie, których nikt nie chciał uwieść, a chciał nam pokazać ich prawdziwe piękne zakątki, opowiedzieć o ich historii, tradycji i codzienności.

3 komentarze: