Grudzień. Święta. Barszczyk czerwony z torebki i słońce.
Tak wyglądało nasze Boże Narodzenie. Chcieliśmy pojechać w miejsce, które ogrzeje nas choć odrobinkę. Wybraliśmy Portugalię - Porto. Miasto, które bardzo nam się spodobało. Jednak najbardziej spodobał nam się Atlantyk. Cudowny ocean. Szum fal, muszelki, setki muszelek i małży, rozgwiazdy, no i oczywiście błotko - słone błotko.
Metrem do plaży można dostać się w następujący sposób: nieważne jaką linią zaczynamy podróż, kończymy na niebieskiej linii (linia A) na przystanku Matosinhos Sul. Następnie jakieś 500 metrów na nóżkach i jesteśmy już na plaży.
Plaża w Porto jest bardzo szeroka, ale tylko w czasie odpływu. Co jakiś czas znajdują się na niej skałki, na których można odnaleźć setki małych małży. Niestety fale wyrzucają także sporo rozgwiazd. Jeśli odpowiednio szybko wrzucimy je do wody, to uratujemy im życie. Nie trzeba bać się i można na spokojnie wziąć je do ręki. Bądźmy jednak delikatni, bo to żywe stworzenie.