menu_AFT20

Family NordicTrip 2014


  Gdy powiedzieliśmy znajomym, że na wakacje chcemy do Skandynawii na 3 tygodnie, wszyscy patrzyli na nas jak na wariatów "Po co? Tam jest drogo, zimno, może weźcie narty?" Dziś cieszymy się, że te słowa nas nie zniechęciły, bo to były najlepsze wakacje od lat.


22 dni przez Szwecję i Norwegię. 21 dni słońca, 1 dzień deszczu. Podobno to było lato stulecia, nie ma jak "głupi ma szczęście".

Przejechaliśmy 4603 km, przepłynęliśmy promami 412 km co razem daje 5015 km w drodze. Licznik w aucie pokazał 58h za kierownicą.

Najdłuższy przejechany most miał 7,3 km (a są o wiele dłuższe).


Wydaliśmy 6539 PLN (na 2+1 osoby),co daje 99 PLN na dzień na osobę.
Poniżej pełniejsza kalkulacja kosztów.


  Poniżej znajduje się mapka, zarys naszej trasy (przygotowana dzięki google map).
Możemy powiedzieć, że południe zdobyliśmy, a północ pozostała nam do zdobycia.


A jak to było...

8h droga nad morze. Prom Świnoujście - Trelleborg (7h) i jesteśmy po drugiej stronie Bałtyku.



Jest godzina 19:00, więc szybko decydujemy się, gdzie zanocujemy w pierwszą noc.
Wybieramy Falsterbo. To tu po raz pierwszy nocujemy legalnie na dziko, a o poranku w krzaczkach tuż obok namiotu budzi nas buszujący zajączek. Po drugiej stronie ulicy muczy stado krów, a my jesteśmy zaskoczeni, że nikt się nami nie zainteresował, choć widziało nas mnóstwo Szwedów. To było piękne i niespotykane uczucie. Dodam, że dzień wcześniej widzieliśmy w miasteczku śliczne odrestaurowane amerykańskie samochody i potwierdziło się, że Szwedzi lubią takie cacuszka.


Pierwszym celem naszej podróży był Goteborg, gdzie po spakowaniu namiotu i ustawieniu GPSa ruszyliśmy. Chwilkę później już staliśmy w przydrożnym porcie i robiliśmy pierwsze zdjęcia. Po raz pierwszy Asia miała okazję zobaczyć podnoszony most i przepływające żaglowce.
Przed wjazdem do miasta zatrzymaliśmy się w przydrożnym punkcie informacyjnym i odszukaliśmy na mapce camping. Wpisaliśmy w GPS nazwę ulicy i rozpoczęliśmy manewrowanie przez miasto. Po około 20 minutach dojechaliśmy na miejsce i weszliśmy do recepcji by się zameldować. Jaki był szok, gdy naszym oczom ukazały się ponumerowane lady i system numerków. Rozwiązanie godne podziwu, a do tego ludzie uśmiechnięci oczekujący w kolejce. Wszyscy mili i uprzejmi, odpowiadający na każde nawet najgłupsze pytanie.
Po zameldowaniu przejechaliśmy przez szlaban i podążyliśmy na nasze miejsce rozbić nasz nowy domek. Trwało to chwilkę, a w międzyczasie poznaliśmy rodzinkę sympatycznych turystów z Holandii. Asia szybko nawiązała nowe znajomości z "Jury" (pojęcia nie mam jak napisać to w oryginale). Bawiła się z nim do samego wyjazdu, czyli kolejne 2 dni.
W recepcji zakupiliśmy karty miejskie, więc dzień trzeci przeznaczony był na zwiedzanie muzeów i miasta. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wymarzonego Universeum, kolejna była miejska wieża widokowa potocznie zwana Lipstick, muzeum okrętów Maritiman oraz muzeum lotnictwa Aeroseum. To był cudowny dzień z mnóstwem atrakcji, którego mimo wydanych pieniędzy nie żałujemy i nie zapomnimy. Możecie o nim poczytać tutaj.

 


 

Kolejnego poranka ruszyliśmy do Moss, gdzie wyczekiwał nas mój dawno niewidziany znajomy Harald. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tak ciepłe przyjęcie.
Popołudnie na plaży w Moss i pierwsze uzbierane przez Asię muszelki. Tak właśnie wyglądał ten dzień. Potem spacerek w pobliskim jachtowym porcie i pyszna kolacja przygotowana przez goszczących nas przyjaciół. Cudownie i beztrosko.

 


Piąty dzień spędziliśmy w Oslo. Pojechaliśmy zobaczyć miasto na spokojnie, powolnie, bez pośpiechu. Zostawiliśmy autko na jednym z podziemnych parkingów (jak się okazało za 270 koron czyli 135 zł - masakra) i podreptaliśmy. Pierwszym punktem naszego spacerku była Opera, następnie Pałac Królewski i Park Vigelanda. Po drodze przystawaliśmy przy wszystkim co się dało, np. teatrze, czy fontannach, a także dziwacznych rzeźbach. Było upalnie i słonecznie. Jakby to nie była Skandynawia. Tu również po raz pierwszy spotkaliśmy Polaka, polskiego ucznia, który przyjechał do pracy i stał "na bramce" w parkowej toalecie. Mimo to, że widział niezbyt wiele, mówił że Oslo bardzo go urzekło kiedy przyjechał tu po raz pierwszy turystycznie. Potwierdzamy - nas również urzekło.
Wieczorem znów oczekiwała na nas pyszna kolacja i zimne piwo. Objedzenie i mocno zmęczeni padliśmy wcześniej spać.

 


  
Rano spakowaliśmy autko i ruszyliśmy na prom z Moss do Horten, ponieważ nie widzieliśmy sensu ponownego przedzierania się przez obwodnicę Oslo, która to jest płatna. Prom kursuje co kilka minut, a jago cena nie zabija, więc miło przepłynęliśmy sobie do kolejnego miasteczka. Stąd ruszyliśmy do Kristiansandu.
Kristiansand to miasto pełne powojennych bunkrów oraz wspaniałe Kannonmusem, czyli kawałek Wału Atlantyckiego. To dla tych budowli przyjechaliśmy do miasta na południu Norwegii. Pierwszego dnia czyli w dzień naszego przyjazdu ponownie poznaliśmy dwójkę Polaków. Powiedzieli nam, że jeśli dobrze pamiętają to od dwóch lat nie było na znalezionym przez nas campingu polaków-turystów. Byliśmy zdumieni tym faktem, ale jednocześnie dumni, że udało nam się złamać regułę. Wieczorem spacerując brzegiem morza odnaleźliśmy małe bunkry tuż przy plaży. Ile frajdy sprawiło nam ich oglądanie i penetrowanie wnętrz. Rewelka. Jednak na drugi dzień rano było jeszcze ciekawiej...
...wstaliśmy około 8:30 i popakowaliśmy namiot. Ustawiliśmy w GSPie namiary na lokalizację Kanonmuseum i ruszyliśmy. Po niedługim czasie odnaleźliśmy nasz punkt docelowy. Jakie zdumienie nas wzięło, kiedy okazało się, że do godziny 11-stej czyli godziny otwarcia muzeum, można wszystko zwiedzić za darmo (oczywiście to co nie jest za zamkniętymi drzwiami, a niewiele jest zamknięte). Wspinaliśmy się na działo, wchodziliśmy w każde miejsce w bunkrach i nawet wróciliśmy się po latarki by zobaczyć więcej, czyli to co tkwiło w ciemnościach murów. Odczucia niezapomniane. Tak wielki kawał historii, którego nikt nie oddał na złom był na wyciągnięcie ręki. Można było wszystkiego dotknąć, co w naszych muzeach się nie zdarza zbyt często.

 



Po spenetrowaniu wnętrz bunkrów wyruszyliśmy w stronę Preikestolen.
To etap naszej podróży, który zaliczam jako spełnienie najpiękniejszego norweskiego marzenia. To miejsce, które chciałam zdobyć i udało się.
Spędziliśmy tu 2,5 dnia, ponieważ w dniu naszego przybycia mocno padało i nie mogliśmy od razu wybrać się w góry. Na szczęście prognozy się sprawdziły i następnego poranka przywitało nas słońce. To był jedyny dzień naszego wyjazdu, kiedy obudził nas budzik :-) Nie chcieliśmy dreptać w tłumie turystów, więc tuż po 7:00 byliśmy w samochodzie.
Szlak jest bardzo zróżnicowany, troszkę kładek, kamiennych schodków i prawie płaskich ogromnych kamieni. Drzewa w dolinie, woda wdzierająca się w ląd, skały i małe wodospady (może dlatego, że było po deszczu). Krajobrazy jak z bajki lub zdjęć w magazynach podróżniczych. To ta chwila, której się długo nie zapomina i pielęgnuje w pamięci. Ostatnie metry kiedy już widać to 604-metrowe urwisko, to moment kiedy chce się już tam być. Udało się, Preikestolen zdobyte, zdjęć dziesiątki na aparacie w każdej konfiguracji i pozycji. Marzenie spełnione!
Co nie znaczy, że podróż się kończy.

 

Po zejściu w dół i kolejnej nocy na campingu okazało się, że prognozy nie zachęcają do dalszego podróżowania w kierunku Bergen. Zapowiadały się zimne i dość mokre noce i dni, co z 5-letką pod namiotem nie jest zbyt ciekawą i perspektywiczną przyszłością. Zdecydowaliśmy jednogłośnie, że zmieniamy kierunek i udaliśmy się w stronę Dalen.
Obrana przez nas droga okazała się świetnym wyborem. Wspaniałe odcinki rzek, wodospady, mostki, kładki i kamienne zapory. Widoki jak z bajek.
Do tego zjeżdżając z jednej z gór o 12% nachyleniu, mimo niskiego biegu mocno przypiekliśmy nasze klocki hamulcowe i przez jakieś 30 minut studziliśmy je w przydrożnej zatoce. Dym i smród mówił o nich wszystko. Nadawały się do dalszej jazdy, ale nasz fiacik miał już ewidentnie dosyć takich wzniesień. Słuchając go trzymaliśmy się dalej drogi powrotnej w kierunku Szwecji.

 

Po Dalen zatrzymaliśmy się jeszcze na plażowanie (2 dni) w okolicach Toften (Oslofjorden), najtańszym i najdziwniejszym podczas naszej podróży. Były tylko dwa namioty na całym namiotowym polu.


W dzień wyjazdu z Norwegii mieliśmy również okazję pokonać najdłuższy podczas naszej wyprawy tunel o długości 7,3 km. Pod koniec tunelu pojawiły się już kolorowe animacje świetlne, więc mieliśmy jedynie namiastkę tego najdłuższego w Norwegii.
I znów jesteśmy w Szwecji. Pierwszy kierunek Linkoping, bo zamierzamy w Ljungsbro odwiedzić firmowy sklep Cloetta. Oczywiście dotarliśmy i wydaliśmy tam ponad 89zł za reklamówkę słodyczy. Uwielbiam tu zaglądać, bo był to mój drugi raz.


Przebijając się przez Szwecję i korzystając z tamtejszych płaskich krajobrazów, kierowaliśmy się na Tingsrys aby odszukać Kyrkö Mosse. Jest to cmentarzysko samochodów, o którym napiszę więcej w oddzielnym poście. Wrażenia z tego miejsca są niezapomniane. Niezwykłe eksponaty, klimat miejsca i unikatowa lokalizacji pośród drzew, powoduje uczucie spauzowanego czasu. Polecam gorąco, bo to ok. 130 km od Ystad, do którego pływają polskie promy.




  
Po wizycie na cmentarzysku wybraliśmy kierunek Kasaberga, gdzie mieści się szwedzkie Stonehenge. Jest to kompleks kamienny składający się z 59 głazów. Ma 67 metrów długości oraz 19 szerokości. Nazywa się Ales Stenar i pojawia się w większości przewodników po Skandynawii. Mimo to nie jest tłocznie, bo każdy podchodzi, robi kilka zdjęć i ucieka dalej.

 


...zbliżamy się ku końcowi...
Czujemy, że nasza przygoda coraz szybciej się kończy, ale to nie znaczy, że kolejne dni mamy przesiedzieć ze smutkiem na campingu.
Po dojechaniu do Ystad i zameldowaniu się na mega drogim campingu idziemy z kocykiem na plażę, skorzystać z promieni słonecznych. Leżymy sobie kompletnie nic nie robiąc, oglądamy przechodniów, słuchamy szumu fal i cieszymy się wakacjami. Asia nawet przysnęła i opaliła się na gaciorki :-)
Kolejny dzień spędzamy w mieście. Chodzimy między ciekawymi i bardzo ładnymi domkami.

 


Weryfikujemy z ciekawości ceny na szwedzkich wyprzedażach. Docieramy do portu, przystanku kolejowego i latarni morskiej. Odnajdujemy magiczny sklep spożywczy Coop, gdzie przez ostatnie 3 tygodnie robiliśmy zakupy (to w wielu wydaniach najpopularniejszy market w Norwegii i Szwecji).
Wracamy na camping, grillujemy i zasypiamy w namiocie, bo zjawia się wieczorny mały deszczyk.
Następnego dnia jedziemy do Trelleborga. To dzis odpływamy do Polski o 23:30. Wcześniej jednak chcemy zrobić ostatnie zakupy, po raz pierwszy w Lidlu i zwiedzamy miasto. Centrum, kilka sklepów z ciuchami oraz piękny park, gdzie miedzy nogami biegają różne ptaki: mewy, kury i koguty, kaczki, pawie.
  
 

 
  
Jemy parkingową kolację i ruszamy na odprawę.
Po 7,5 godziny rejsu dobijamy do Świnoujścia, a po kolejnych 8h jazdy i przystanku w "Maku" jesteśmy w domu.
Otwieramy drzwi i w tej chwili dociera do nas fakt, że to już koniec, że minęło 22 dni naszej przygody i musimy wrócić do rzeczywistości.
To były piękne i niezwykłe wakacje!

  Medialnie...
1. Firma http://strefanadruku.pl/ przygotowała dla nas super koszulki z logo wyprawy, w których byliśmy wyjątkowi i rozpoznawalni.


2. Od http://www.visitnorway.com/pl/ otrzymaliśmy zestaw przewodników i map, które bardzo ułatwiły nam poruszanie się po Norwegii i szukanie campingów.
3. Dzięki http://sosnowiczanie.net/ oraz http://projektpozytywka.pl/ usłyszało o nas kilka osób, udało nam się nawiązać kontakty z Polakami na obczyźnie i uzyskać niezbędne dla nas dodatkowe informację.

4. Miasto Sosnowiec objęło nas swoim Patronatem i przekazało nam kilka sympatycznych drobiazgów. Rozdawaliśmy je podczas naszej wyprawy i kilka osób usłyszało nie tylko o nas, ale i o naszym mieście.
 Klikajcie "lubię to" i śledźcie nasze losy!

A tu pełny zestaw firm i organizacji, które wsparły nasz projekt:

19 komentarzy:

  1. Witam
    Przemierzałem w tym roku Norwegię, polecam Park Narodowy Rondane i Park Narodowy Dovrefjell, sątam piękne trasy dolinami więc spokojnie można z dzieciakiem i skansen Maihaugen w Lillerhammer, więcej szczegółów i fotek na moim blogu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Dziękuję i proszę jeszcze o linka :-)

      Usuń
    2. OK namierzyłam. Po pracy poprzeglądam dokładnie!

      Usuń
  2. Witam ponownie :)
    Polecam stronę polonijnego klubu turystycznego z Norwegii http://www.klub-zdobywcow.no/ , sporo informacji o mniej lub bardziej znanych miejscach w Norwegii. Chętnie służą pomocą, wiem bo koresponduję z nimi :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł fajny na samochodowego tripa, ale z racji cen w Skandynawii ja bym nie wybierała się tam samochodem. Wolę Bałkany, gdzie litr benzyny można zakupić poniżej 5zł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litr benzyny w Skandynawii kosztuje tyle co w PL, może 1zł więcej. Myślę, że cena paliwa i widoki jakie można podziwiać są siebie warte :-)

      Usuń
  4. Świetnie Kasiu, rewelacja. Ślicznie wszyscy wyglądacie i życzymy Wam powodzenia. Mamy nadzieję, że skrzyneczka z żywnością jest już pełna :). My wybieramy się teraz na objazdówkę po Mysłowicach :P. Dobrusia E., Łukasz K., Sebastian Z., Wojtek T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochani! Tęsknie za Wami mordeczki w mojej nowej pracy!

      Usuń
  5. Tak trzymać , Mariusz G z Jachertech Myslowice

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tak na Was patrzę, to łezka mi się w oku kręci i w uszach brzmi wielki szlagier "Skandinawia, aj Skandinawia" nieodżałowanego Hieronima Gieralda... Powodzenia!
    Wielebny

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia i wspaniałej wyprawy życzę Kasiu :* Mariusz

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu jak tam przygotowania?Widzę, że nie marnujesz czasu ho ho ho Wrocław,Toruń,Berlin zazdroszczę Ci.Ja czekam,aż będzie cieplej i pognam za Wami motorem. Pozdrawiam p.s stały bywalec:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy już ustalony termin urlopu na 3 tygodnie, więc wszystko zgodnie z planem. Skrzynka się już zapełniła jedzeniem, więc czas chyba zorganizować nowe miejsce w postaci kartonu i odkładać dalej. Teraz czas rozliczyć pit i sprawdzić czy coś będzie na plus czy minus. Mam nadzieje, że na plus i wskoczy kaska na bilety promowe, a to co mamy przejdzie na benzynkę.
      Tak, poza tym szalejemy, bo założenie w tego roku to jedna wycieczka na miesiąc :-) My też czekamy, aż temperatura jeszcze ciut podskoczy i może dorzucimy jakieś górki.

      Usuń
  9. Skandinawia, aj Skandinawia :). Moje myśli są z Wami, a moja terenowa Toyotka się już grzeje. Codziennie śledzimy z Sylwią Twoją stronę i trzymamy kciuki za Waszą wyprawę. DOBRUSIA :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochane! A cóż to za auteczko? Trzeba by się spotkać, bo daleko nie mamy, a nie pisać na blogu ;-)

      Usuń